Z tego zdrowego odżywiania zdałam sobie sprawę że zniknęły z mojego menu ziemniaki (no poza małą rozpustą w postaci tarty ruskiej;)). W krainie pyry tak nie może być! Dziś więc pomysł na to jak podać tego naszego kartofla w sposób miły dla oka i dla podniebienia.
Tak przy okazji, bardzo mi się nie podoba, że moje ukochane ziemniaki są oskarżane o negatywny wpływ na sylwetkę… że niby tuczą… wcale nie! Tuczą jak wcina się je z sosem od babci! wtedy oj tak, wtedy tuczą… A tak same z siebie, nie są bardzo kaloryczne, co więcej mają w sobie i potas i magnez i pewnie różne inne składniki, których organizm się czasem domaga. Więc ziemniak co do zasady zdrowy być może!
Powiedziała Maria i dorzuciła masło do przepisu…:) ech…
Składniki:
- 2 ziemniaki,
- łyżka masła,
- pieprz i sól
Piekarnik nagrzewamy do 220 stopni. Ziemniaki szorujemy (z pomocą Pana Pyrki) i kroimy w jak najcieńsze plastry (ja użyłam młodych ziemniaków, stare oczywiście obieramy:)). Wydawało mi się, że to będzie trudny etap.Spodziewałam się że bez mandoliny będą problemy, ale nie:) Ziemniaki poddały się obróbce bez szemrania.
Wrzucamy ziemniaki do zimnej osolonej wody, doprowadzamy do zagotowania i gotujemy 5 min (tak żeby zmiękły, ale się nie rozwaliły). Odcedzamy ziemniaki. Pozwalamy im chwilę ostygnąć. Smarujemy plastry odrobiną masła z każdej strony. Układamy w kokilkach plastry naprzemiennie tworząc różę. Solimy i pieprzymy i wstawiamy do piekarnika na 20 do 40 min. W zależności od tego jak bardzo nam się spieszy i jak bardzo chcemy żeby ziemniaki się spiekły i podsuszyły.