Przez jakiś czas po powrocie z urlopu zupełnie nie miałam ochoty spędzać czasu w kuchni. Może to wynik upałów, które dopiero ostatnio nas opuściły, ale w tamtym okresie najchętniej wieczorem gotowałam coś co następnego dnia można było zjeść na szybko i najlepiej bez podgrzewania.
Tak między innymi powstał ten pasztecik, który łączy w sobie wiele moich ulubionych składników, które zawsze mam w kuchni pod ręką. Smak tuńczyka nie dominuje w nim za bardzo, a dzięki cukinii jest lekko wilgotny. Jak „spoiwa” użyłam jajek i kaszy kuskus – możecie ją pominąć, zwiększając ilość jajek o jedno (wtedy pasztet będzie trochę przypominał fritattę).
Składniki (na formę podłużną o wymiarach 30x11x7 cm)
- 250 g tuńczyka z puszki w sosie własnym
- 1 duża cukinia (u mnie ok 600-700 g)
- 250 g ricotty
- 2 jajka
- 10 suszonych pomidorów (u mnie w oleju)
- 70 g kaszy kuskus (waga na sucho)
- 2-3 ząbki czosnku
- sól
- pieprz
- garść świeżych liści bazylii
- 3 gałązki świeżego oregano
- 1 łyżka kaparów
- 3 łyżki uprażonych pistacji lub słonecznika (opcjonalnie)
Tuńczyka odsączamy z wody. Cukinię myjemy i ścieramy na tarce o dużych oczkach (ze skórką). Suszone pomidory kroimy w drobną kostkę. Kapary drobno siekamy, tak samo jak listki bazylii.
W dużej misce lub naczyniu mieszamy razem startą cukinię, tuńczyka, ricottę, suszone pomidory, kapary, kuskus. Doprawiamy czosnkiem, solą i pieprzem. Dodajemy posiekaną bazylię. Możemy dodać także podprażone, posiekane pistacje lub słonecznik, co da chrupiący efekt.
Masę przekładamy do formy wysmarowanej oliwą z oliwek i wysypaną mąką migdałową (można użyć też zwykłej mąki lub bułki tartej). Piekarnik nagrzewamy do 185 stopni C. Pieczemy pasztet przez ok 35 – 45 minut. Gotowy pasztet powinien mieć lekko rumiany wierzch i nie powinien być płynny w żadnym miejscu. Odstawiamy do ostygnięcia.
Smacznego :)