Przepis na te niby gofry, niby ciasteczka wpadł mi w już jakiś czas temu, podczas buszowania w sieci i trafił na listę „do wykorzystania”. Wątpliwości co do nazewnictwa są spore i w sieci natknąć się można na różne dyskusje odnośnie tego czy można tę potrawę nazwać goframi czy są raczej zbliżone do belgijskich tzw. galettes. Ostatecznie zdecydowałam się przyjąć nazwę, która jest swego rodzaju kompromisem pomiędzy różnymi opiniami ;)
Gofry są inne, niż tradycyjne – na pewno nie możemy oczekiwać tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni (zwłaszcza w turystycznych kurortach ;)). Są bardzo słodkie, kruche i cięższe, a przez to bardziej sycące. Przez to jednak, że są nieduże, z łatwością padają ofiarą podjadania :)
Zdecydowaną zaletą tego przepisu jest też szybkość, z jaką można gofry przygotować i cieszyć się ich smakiem :)
Przepis, na którym się bazowałam, znalazłam tutaj.
Polecam :)
Składniki (na ok. 20 gofrów)
- 180g cukru
- 3 jajka
- 200g masła
- 2 torebki cukru waniliowego (lub domowy cukier waniliowy)
- 250g mąki
- szczypta soli
Jajka ubijamy z cukrem, cukrem waniliowym i solą do białości. Dodajemy stopione i wystudzone masło i stopniowo mąkę.
Mieszamy dokładnie na gładką masę. Ciasto powinno być dosyć gęste, ale nie lejące się. Maszynę do gofrów nagrzewamy i nakładamy po łyżce stołowej ciasta na środek kratki. Gofry nie powinny zajmować całej powierzchni kratki, dlatego też trzeba wymierzyć porcję ciasta odpowiednio do maszyny.
Zamykamy i smażymy do momentu, aż gofry będą rumiane.
Podobno podawać się je na zimno i faktycznie są wtedy bardziej chrupiące. My jednak jedliśmy je lekko ciepłe i też były pyszne.
Smacznego :)